Opole, 1 marca 2009 roku
Od 22 lutego do 10 maja 2009 roku praktykę diakońską odbywa w naszej parafii ksiądz diakon Marek Sobotta. Ks. Marek pochodzi ze Zdzieszowic z parafii św. Antoniego. Do seminarium wstąpił w 2003 roku, a święcenia kapłańskie przyjmie 30 maja 2009 r., czyli w sobotę poprzedzającą Uroczystość Zesłania Ducha Świętego. W naszej parafii będzie asystował przy Mszy św., przewodniczył pogrzebom, głosił kazania, jak i prowadził katechezę w szkołach.
To Księdza ostatni rok seminarium…
Ostatnie trzy miesiące. Teoretycznie seminarium już skończyliśmy, gdyż taki jest zwyczaj, że diakoni idący na praktykę wyprowadzają się z seminarium na zawsze. Dwa tygodnie przed święceniami czeka mnie jeszcze tylko obrona pracy magisterskiej.
Jakie myśli pojawiły się, kiedy na praktykę skierowano Księdza właśnie do naszej Parafii?
Wcześniej trochę myślałem o tym, że chciałbym już odpocząć od Opola, bo 5 lat szkoły średniej uczyłem się tutaj w technikum mechanicznym, potem 5,5 roku w seminarium. Jednak pierwsza myśl dotyczyła chyba tego, że to największa parafia w diecezji, więc na pewno będzie to ciekawe doświadczenie. Miałem pozytywne myśli, tym bardziej że ksiądz proboszcz Tadeusz był przez dwa lata naszym kursowym ojcem duchownym. Jest osobą dobrze mi znaną, zatem czego miałbym się bać. Dodam, że moje rodzinne Zdzieszowice wydają mi się być bardzo podobne do tutejszej parafii. Oczywiście są liczebnie sporo mniejsze.
A nie jest tak, że duże parafie miejskie różnią się od parafii w mniejszych miejscowościach?
Trochę się różnią. Miejskie są bardziej dynamicznie. Więcej się wokół nich dzieje, bo jest po prostu więcej ludzi. Oczywiście są tu osoby, które pozostają w anonimowym życiu, jednak wydaje mi się, że więcej znajduje się tych mocno zaangażowanych, poświęcających swój czas życiu parafii.
Zaaklimatyzował się już Ksiądz w nowym miejscu?
Tak naprawdę to wszystko tutaj jest dla mnie nowe. Nowi ludzie, nowe grupy. Jeszcze tak do końca się tutaj nie odnalazłem. Nawet nie wiem czy uda mi się zapamiętać imiona wszystkich poznawanych każdego dnia nowych osób. Przyznam się, że pomocna mi jest nasza-klasa. Dzięki niej łatwiej połączyć twarz z imieniem i nazwiskiem.
Zatem korzysta Ksiądz z Internetu, a na naszą stronę parafialną również Ksiądz zagląda?
Tak, korzystam z niej codziennie. Śledząc informacje pojawiające się w Internecie próbuję ogarnąć, co tutaj w parafii się dzieje, jakie są terminy różnych spotkań. Poza tym na stronie opisana jest spora część historii. Nawet mieszkając na plebani, mogę stwierdzić, że ta strona jest mi bardzo pomocna.
Czym się Ksiądz zajmował przed wstąpieniem do seminarium?
Po maturze mieszkałem na Zachodzie. Pracowałem w bardzo dużej firmie, w której zajmowałem się budowaniem komputerów. Tam właśnie dojrzewałem do decyzji, by pójść na tę wielką przygodę z Panem Jezusem. Po ponad dwóch latach wróciłem do domu i wstąpiłem do seminarium.
Czy myśl o wstąpieniu do seminarium pojawiła się dużo wcześniej?
Ona mi towarzyszyła długo, ale ja nie umiałem się zgodzić na to, by pójść do seminarium. Ciągle myślałem, że są inni – lepsi, bo bardziej pobożni, bardziej wykształceni niż ja o oni lepiej się nadają do tego, by zostać kapłanem. Chyba każdemu młodemu człowiekowi, który wkracza w dorosłość, towarzyszą dwa zjawiska. Nazywam je chceniem i powołaniem. Chcenie to moja projekcja na własne życie, a powołanie to coś co przychodzi z zewnątrz. Często chcenie nie łączy się z powołaniem, a nawet jest sprzeczne. U mnie tak było, gdyż powołanie kapłańskie, które przychodziło z zewnątrz, było sprzeczne z tym, co ja sobie projektowałem. Myślałam, że na Zachodzie łatwiej mi będzie żyć, ale okazało się, że powołanie, które jest subtelniejsze, towarzyszyło mi cały czas. Zacząłem się zastanawiać nad tym, czy rzeczywiście jestem szczęśliwy w moim chceniu, czy nie powinienem jednak zaufać Bogu. Zaryzykowałam i pozytywnie odpowiedziałem na Jego powołanie. Zostawiłem wszystko, co miałem i wróciłem do Polski.
W języku młodych ludzi często nie mówi się o powołaniu. Jednak ono jest przecież obecne w życiu każdej osoby.
Mam wrażenie, że jest to temat trudny i nie lubiany przez młodzież, gdyż spora jej część po prostu nie chce podejmować powołania. Ono wiąże się z wzięciem na siebie konkretnych zobowiązań, a wiele osób właśnie tego się boi. Współcześnie coraz więcej osób żyje konsumpcyjnie realizując swoje chcenie. Nie dotyczy to tylko kupowania coraz to nowszych rzeczy, ale również relacji międzyludzkich - dziś ma jedną dziewczynę, jutro inną, a po jutrze nie będzie miał żadnej, bo nie umie się zdecydować i podjąć zobowiązania. W końcu trzeba się zdecydować na zaręczyny, małżeństwo czy założenie rodziny. Tak samo jest z powołaniem kapłańskim. Nas było 37 na pierwszym roku, a w tej chwili z tego starego składu pozostało nas czternastu.
Dlaczego tak się dzieje, że wolimy wybrać chcenie?
Bo powołanie to dramatyczna decyzja. Dramatyczna w tym sensie, że oddziałuje na całe życie człowieka. To nie jest kupno kolejnego telefonu komórkowego. Często młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy ze swojego powołania, bo jest ono zagłuszone. Trzeba im mówić, że powołanie naprawdę istnieje, że nie powinni się go bać.
W jaki sposób zachęcać młodych ludzi do odpowiadania na swoje powołanie?
Myślę, że najlepszą drogą zachęcania młodzieży jest świadectwo i pasja własnego powołania. Człowiek, który nie lubi życia, nie będzie otwierał na to życie innych. Jeśli komuś brakuje pasji życia, to trudno mu będzie zapalić młodego człowieka do tego, żeby szukał własnego powołania, własnej pasji życia realizowanego zarówno w małżeństwie, kapłaństwie, jak i życiu zakonnym czy samotnym. Zatem budzić powołanie w młodym człowieku to przede wszystkim być świadkiem pasji życia. Ja staram się o taką pasję każdego dnia. Różnie mi to wychodzi, bo tak jest skonstruowany człowiek, że czasami jest lepiej, a czasami gorzej. Czasem jestem zmęczony i ta pasja ulatuje mi między palcami. Ale mimo wszystko trzeba wciąż na nowo budzić w sobie pasję życia, pasję bycia chrześcijaninem, pasję bycia blisko Chrystusa.
W jaki sposób na Księdza powołanie zareagowały osoby z najbliższego otoczenia?
Tato z wielkim spokojem, mama bardziej emocjonalnie. Oni już byli pogodzeni z tym, że z domu wyszedłem, bo żyłem od pewnego czasu na własny rachunek. Tak naprawdę rodzice nie robili mi żadnych problemów. Czułem, że szanują każdą podejmowaną przeze mnie decyzję. Przez wszystkie lata seminarium wspierali mnie, co przecież świadczy o tym, że akceptują moje powołanie. Natomiast znajomi zareagowali różnie. Ci, których zostawiłem w Niemczech, dziwili się, że zamieniam dobrą pracę na jakieś idee, bo czym jest powołanie i wiara. Nie rozumieli tego. Inni znajomi się cieszyli, że wybieram coś w życiu. Byli tacy, którzy twierdzili, że spodziewali się, że zostanę księdzem. Inni widzieli mnie jako księdza, tylko ja siebie nie widziałem.
A z czego wynikało przekonanie tych osób, że wybierze Ksiądz drogę kapłaństwa? Był Ksiądz żarliwym ministrantem?
Ministrantem zostałem bardzo późno, bo dopiero w wieku 16 lat. W tajemnicy, w klasztorze zostałem przyjęty do ministrantury, żeby nie tworzyć jakiś poruszeń. Dziś nie jest niczym niezwykłego, że starsi chłopcy decydują się zostać ministrantami, ale wtedy w mojej parafii to zdarzało się bardzo rzadko. Później redagowałem naszą parafialną gazetę „Rodzina Św. Antoniego”. Tak naprawdę cały czas byłem związany z życiem parafialnym.
Jak Ksiądz spędza swój wolny czas? Czym się Ksiądz interesuje?
Wolny czas najczęściej poświęcam na spotkania z drugim człowiekiem. Lubię spędzać czas z przyjaciółmi i znajomymi, lubię też poznawać nowe osoby. Poza tym chodzę do kina, gram w kręgle. Lubię również jeździć na rowerze, pływać i robić zdjęcia. Bardzo interesuje mnie Śląsk jako region - jego historia i jego kultura. Przez cztery lata w Radiu Plus prowadziłem audycję historyczno-turystyczną o zabytkach Śląska, a moja praca magisterska to próba przedstawienia dziejów rodu szlacheckiego, który dla naszego regionu jest bardzo zasłużony – rodu Gashinów. Szczególnie skupiłem się na postaci Melchiora Ferdynanda, który sprowadził Franciszkanów na Górę św. Anny i ufundował tam pierwszy klasztor. Temat tej pracy to Fundacje kościelne hrabiego Melchiora Ferdynanda Gashina.
O co chciałby Ksiądz poprosić Parafian?
Bardzo proszę o modlitwę za mnie, bym dał radę w pracy w waszej Parafii. Proszę was o otwartość, ja również będę się starał o taką otwartość wobec was. Proszę również o pamięć modlitewną za moich braci, którzy w innych parafiach odbywają praktykę diakońską, abyśmy jak najlepiej przygotowali się do święceń, żebyśmy zebrali na praktyce jak najwięcej doświadczeń i później jako księża pracowali najlepiej, jak to tylko jest możliwe.
Czynna od poniedziałku do piątku od 16.00 do 18.00.
W soboty, niedziele i w święta kancelaria jest nieczynna.
Wezwania do chorego - tel. 77 455 55 46.
Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej...